W obecnej postaci budżet obywatelski służy w dużej mierze łataniu budżetów poszczególnych dzielnic Warszawy. Projekty są składane przez osoby związane z władzą czy różnymi instytucjami, które chcą uszczknąć coś dla siebie. Nie o to jednak w tym wszystkim chodzi.
Od wielu już lat budżet obywatelski w Warszawie, dzięki któremu mieszkańcy mogą decydować, na co jest wydawane 1-2% budżetu dzielnicy, wypaczany jest przez nadaktywnych radnych, urzędników, pracowników instytucji publicznych, działaczy spółdzielni mieszkaniowej oraz rodziny wszystkich wcześniej wymienionych stron.
Od lat mieszkańcy zgłaszają swoje krytyczne uwagi, które sprowadzają się do tego, że oni jako mieszkańcy nie mają szans z radnymi czy „zaprzyjaźnionymi” z urzędem stronami. Biblioteka na Targówku w każdej edycji zbiera duże sumy na zakup książek. Szlachetna sprawa. Tylko, że w ten sposób łata swój budżet i sięga po pieniądze, które powinni przeznaczyć mieszkańcy na cele, które nie leżą w obowiązkach dzielnicy czy miasta. Biblioteka ma swój budżet, z którego powinna kupować książki. Jeśli jest za mały, to trzeba wnioskować o większy, a nie sięgać po środki na inicjatywy mieszkańców. Jak zwykły mieszkaniec może wygrać z biblioteką? Nijak. Biblioteka ma „dojścia”, ciche poparcie urzędu, namawia czytelników do głosowania, korzysta z ksera, by publikować swoje plakaty, dzwoni do czytelników, by ich namawiać do głosowania. Nie ma tu równych szans.
Podobnie ma się z ośrodkiem sportu na Targówku czy pływalnią, które przymilają się do mieszkańców, aby np. wyremontować sobie prysznice i szatnie. Jordanek również zbiera na swoje pomysły. Spółdzielnia mieszkaniowa chce robić kosztem budżetu miejsca postojowe i wysyła dozorców, aby zbierali podpisy pod listami poparcia. Swoistą klasą samą w sobie jest na Targówku stowarzyszenie radnych PO „Targówek w spódnicy”, które z budżetu uczyniło platformę autopromocji. Lokalnym kolorytem są urzędnicy dzielnicowi, którzy – nierzadko wraz z członkami rodzin – składają pomysły w ramach budżetu obywatelskiego. Czy to długofalowy projekt urzędników z Targówka, aby aktywizować swoje rodziny? Czas pokaże.
Na szczęście mieszkańcy powoli budzą się z uśpienia i zadają celne pytania, jak w poście Marzeny Sosnowskiej, która wraz z Tomkiem Wincenciakiem przeanalizowała wszystkie projekty z Targówka, aby sprawdzić, kto je złożył. Wyniki są zatrważające (zestawienie projektów).
Projekty mieszkańców w ilości 48 opiewają na wartość 3 993 290 zł, a projekty “urzędnicze” w ilości 43 opiewają na wartość 9 282 203 zł. Rozmachu nie można odmówić.
Czego chcą na Targówku urzędnicy, aby uszczęśliwić mieszkańców za ich własne pieniądze?
Biblioteka chce windy za 268 689 zł.
Biblioteka chce książek za 283 500 zł.
Urzędnicy chcą świątecznych iluminacji za 450 00 zł.
Radne chcą kina plenerowego za 450 00 zł.
Radna miejska chce na remont podwórek 277 600 zł.
Radne chcą nowej nawierzchni w ogrodzie jordanowskim za 283 500 zł.
Młody prężny urzędnik chce przebudowy boiska OSiR-u za 800 000 zł.
Pani z domu kultury chce spotkań z kulturą dla dzieci za 150 00 zł.
Radni ze spółdzielni mieszkaniowej chcą remontu parku Wiecha za 810 00 zł.
Radne „w spódnicy” chcą iluminacji w Parku Bródnowskim za 500 00 zł.
Dużo bardzo tych iluminacji. Czyżby radne uważały mieszkańców za ciemnych i chciały ich za ich własne pieniądze oświecić?
Żarty na bok. Sprawa jest poważna. Budżet, który miał służyć mieszkańcom i realizować ich potrzeby stał się zabawką w rękach radnych i urzędników, którym służy w łataniu dziur budżetowych i własnej autopromocji.
PS.
Radni i urzędnicy nie zapomnieli też o projektach ogólnomiejskich. Radna miejska i wiceburmistrz Targówka Krzysztof Miszewski (jako współautor) złożyli projekt skrojony pod wioskę archeologiczną koło DK Świt (utrzymywany z dotacji urzędowej) za ponad 1,5 mln… Projekt na oficjalnym profilu domu kultury promuje jego nowa dyrektor. https://www.facebook.com/watch/?v=750480095735890&extid=mQsaWmfnUNfMVLbU